W kwestii windykacji telefonicznej, aby przygotować się w odpowiedni sposób do niemiłej ostatecznie rozmowy, powinniśmy znać kilka faktów. Pracująca na infolinii osoba to często młody, mniej lub bardziej doświadczony człowiek, taki sam jak my. Tak samo mający rodzinę, kredyty, pijący kawę przed wyjściem do pracy, bawiący się w klubie w piątkowy wieczór, płacący podatki.

To ważne, aby zrozumieć że nie rozmawiamy z maszyną. Praca windykatora bardzo podobna jest do pracy doradcy finansowego w tym, że on również ma do wykonania plan miesięczny. Decydując się na podjęcie pracy przechodzi szkolenia, o których poniżej, dostaje umowę, zasiada za biurkiem ze słuchawką w uchu. Dostaje kartkę lub dane z nazwiskami i kwotami, wie, że w tym miesiącu ma odzyskać sto tysięcy złotych dla swojego pracodawcy. To absolutne minimum, za które dostanie minimalną podstawę pensji, odzyska dwieście tysięcy do podstawy dojdzie kilkaset złotych premii itd. Jeśli pozwoli sobie na jednorazowe odstępstwo i odpuszczenie dłużnikowi, który ma problemy, za jego ruchem pójdą następne. Jeśli nie wykona podstawowego planu, czasem po miesiącu czasem po trzech, straci pracę i sam będzie odbierał telefony od windykacji. Musimy więc pamiętać, że dla nas liczą się nasze problemy, nasze długi i nasze zobowiązania. Warto jednak wiedzieć, że w chwili kiedy dzwoni do nas windykator, on też ma problemy długi i zobowiązania, a o cudzych słyszy kilkaset razy dziennie przez osiem godzin, pięć razy w tygodniu.

Rotacja wśród pracowników linii windykacyjnych jest ogromna. Zostają tylko Ci najbardziej odporni psychicznie, nierzadko praca bardzo ich zmienia i znieczula. Szkolenia, o których wspomniałam wyżej, są podstawą do rozpoczęcia pracy. Nabywana na nich wiedza to między innymi techniki negocjacji czy blokowania emocji. Przedstawiane są setki przykładów „trudnych sytuacji”, o których mówią dłużnicy i jednocześnie mówione jest o tym, że często klienci kłamią dla zyskania czasu. Chore dziecko faktycznie może być chore lub wymyślone przez notorycznie uchylającego się od spłaty dłużnika.

Dlatego trening, jaki przeprowadza się na kandydacie na windykatora, polega na pozbawieniu go zainteresowania tym, czy problem jest wyimaginowany, czy prawdziwy. Dla niego nie to ma być istotne, on ma uzyskać deklarację, a następnie spłatę zobowiązania. Uczy się technik manipulacji, jak w sposób nie podlegający karze i kulturalny grozić klientom (na przykład postępowaniami egzekucyjnymi, czy kosztami dodatkowymi) Uczy się także jak postępować z tak zwanym klientem trudnym. Każdy telefon ma doprowadzić do uzyskania spłaty, bez wnikania w powody, dla których dłużnik jeszcze jej nie dokonał. Pytanie o powód może paść podczas pierwszej rozmowy, każda kolejna będzie coraz bardziej nieprzyjemna dla obu stron. Mimo to nie będzie można z pracownikiem wdać się w dyskusję. On do tego nie dopuści. Co więcej, najczęściej jeśli dłużnik odczuje, że nie wierzy się w prawdziwość jego wymówki, wybucha konflikt. Dlatego też radzę w rozmowie z windykatorem nie starać się grać na jego emocjach i próbować uzyskać trochę czasu. To nic nie da, a zrodzi jedynie niepotrzebny konflikt, będący stresem w takiej samej mierze odczuwalnym przez dłużnika, jak i przez windykatora.

W rozmowie powinniśmy używać jak najbardziej rzeczowych argumentów i stawiać jasne deklaracje. Powiedzmy sobie szczerze, że spłata nas nie ominie. Jeśli zalegamy z płatnościami, wcześniej czy później trzeba będzie ich dokonać. Jeśli znamy termin spłaty, to znaczy wiemy, że pieniądze będziemy mieć za dwa tygodnie, nie ma sensu wmawiać windykatorowi, że już jutro czy pojutrze wpłacimy pieniądze. On będzie do nas dzwonił codziennie przez dwa tygodni. Trzeba mu jasno powiedzieć, że wpłata nastąpi za dwa tygodnie i jego telefony będą bezcelowe. Jeśli zacznie naciskać na wcześniejszą wpłatę, należy spokojnie i z uporem obstawać przy swoim, tłumacząc że wcześniejsza wpłata jest niemożliwa z powodu braku środków. Ponieważ windykator będzie dążył do uzyskania deklaracji co do terminu, ustalmy z nim ten termin, konkretną datę. Wiele zależy też od tego, jak duże tarapaty finansowe nam się przytrafiły. Jeśli spłata zadłużenia według harmonogramu nie jest możliwa, to należy poinformować o tym osobę, z którą rozmawiamy. Zadeklarować termin pojawienia się w placówce instytucji, w której zalegamy z płatnościami, w celu ustalenia nowego harmonogramu wpłat. Ponieważ proces ściągania zadłużenia z nierzetelnego klienta jest bardzo długi i zanim dojdzie do faktycznych konsekwencji prawnych mija sporo czasu, telefony są pierwsza zaporą. Będą się powtarzać do póki tylko będzie to możliwe. Przypomina to uporczywe latanie osy wokół wafelka z lodami. Odganianie jej nic nie da. Windykator nam nie odpuści. Nawet jeśli odłoży sprawę na kilka dni czy nawet tygodni, możemy być pewni, że zadzwoni.

Poza bezskutecznym graniem na emocjach, podawaniem powodów (nawet jeśli są prawdziwe) powinniśmy unikać krzyku, obelg, domagania się rozmowy z przełożonym, przerzucania winy na instytucję, odciągania w czasie. Rozmowy są w większości nagrywane, wezwanie kierownika nic nie da. Pracownik zachowa spokój, nie będziemy w stanie wyprowadzić go z równowagi, a sami ośmieszymy się tego typu wybiegami. Dlaczego? Dlatego, że to my zalegamy z płatnością, to my jesteśmy winni pieniądze. Z góry jesteśmy na przegranej pozycji. Niedopuszczenie do sytuacji, w której będziemy musieli odbierać takie telefony jest podstawą. A w chwili kiedy już do niej dojdzie, powinniśmy zwyczajnie próbować sytuację naprawić.

Zupełnie inaczej wygląda natomiast rozmowa z działem windykacji w placówkach, kiedy to z własnej nieprzymuszonej woli deklarujemy chęć zmiany harmonogramu spłat. Tutaj możemy spokojnie liczyć na odrobinę zrozumienia i czasu. Jeśli nasze problemy finansowe nas przerosły, powinniśmy dążyć do ugody.

Odwiedzenie placówki i rozmowa na temat zadłużenia, nie będzie nieprzyjemna czy stresująca. Banki ochoczo godzą się na polubowne rozwiązanie sprawy. Najczęściej będziemy mogli napisać wniosek o zmniejszenie rat, rozłożenie ich na dłuższy termin, poparty oczywiście udokumentowanymi powodami, jak utrata pracy, choroba, inna losowa sytuacja, która pogorszyła nasz status materialny. Będziemy mogli negocjować umorzenie odsetek od niedokonanej spłaty kosztów. To bardzo dobre rozwiązanie.

Uwaga!

Unikając wierzyciela, przysparzamy sobie kosztów procesów, kosztów komorniczych, a w końcu możliwości odbycia kary za niespłacone długi. Zanim odwiedzimy wierzyciela, powinniśmy dokładnie przeanalizować naszą sytuację materialną, ustalić kwotę spłat, na przykład pomiędzy trzysta a pięćset złotych. Nie zaniżać go i nie zawyżać, aby móc się go trzymać. Następnie należy w rozmowie z pracownikiem instytucji przedstawić jasno swoją sytuację finansową.

Negocjacje mogą dotyczyć kwoty i terminu spłaty. Zacznijmy więc od wymienionych wyżej trzystu złotych. Pracownik może chcieć uzyskać deklarację wyższej kwoty nowej raty, zapewne uzyska ją, jeśli będzie dobrym negocjatorem. Jeśli jednak odpowiednio długo będziemy się upierać przy swojej, ostatecznie będzie wolał mieć podpisaną ugodę na mniejszą kwotę niż jej brak. Jeśli odpowiednio wcześnie sami wyrazimy chęć spłaty, nikt w placówce banku nie będzie wzywał policji i zamykał nas w więzieniu, nikt nie będzie krzywo patrzył, robił nam wymówek i uśmiechał się pod nosem. Pieniędzy nie jesteśmy winni prywatnie pani zza biurka, a instytucji. W placówkach lub w odpowiednich departamentach do spraw windykacji (często mieszczących się poza obszarami instytucji), pracownicy nie prowadzą już raczej agresywnych bojów o nasze długi, ponieważ w przeciwieństwie do call center, to my sami przychodzimy do nich, a nie oni do nas.

Długi trzeba spłacać, co do tego nie ma wątpliwości. Od nas zależy, czy negocjowanie z bankiem będzie przebiegało na poziomie i w sposób kulturalny, czy nie.

Mieliście kiedyś do czynienia z windykacją? Jak przebiegała Wasza rozmowa z windykatorem?

PODZIEL SIĘ
Poprzedni artykułKobiety vs Mężczyźni! – A wszystko przez ten Dzień Kobiet!
Następny artykułWniosek o wpis do KRS

Karolina Wyszogrodzka - studentka Administracji Publicznej. Posiada wieloletnie doświadczenie w pracy bankiera. Zarówno jako doradca kredytowy, ubezpieczeniowy, jak i inwestycyjny. Współpracuje z serwisami dziennikarstwa obywatelskiego, od dziesięciu lat prowadzi blogi tematyczne związane z finansami oraz te poświęcone polityce i publicystyce.

Nasz specjalista o sobie:

W „wielki i  skomplikowany” świat bankowości trafiłam kilka lat temu przez zupełny przypadek. Moja droga zawodowa od tamtej pory wiedzie przez niemalże wszystkie sektory i rodzaje produktów finansowych. Zebrane dotychczas doświadczenie zawodowe, wiedza - zarówno proceduralna, jak i produktowa - to jednak nie wszystko. Staram się w swoich artykułach odkrywać „ludzkie oblicze” świata finansów. Moim celem jest wyjaśnienie w przystępny sposób mechanizmów, naświetlenie problemów, ukazywanie „kruczków” i „haczyków”.

Naiwny idealizm takiego postępowania ma na celu zwiększenie empatii po obu stronach biurka w placówce finansowej. Ale także na przestrzeżeniu klienta  - przed nie zawsze uczciwymi zasadami gry - i bankiera - przed stosowaniem takich zasad.

Bankowość może być zabawna, mam nadzieję że - przy zachowaniu profesjonalizmu i kompetencji - nie braknie mi nigdy „języka” na ukazanie jej także z tej strony.

Stale dokształcam się w dziedzinie finansów, która - jak wiadomo - zmienia się z dnia na dzień. Pomagają mi w tym zarówno obserwacje rynku, jak i rozmowy ze specjalistami będącymi w gronie moich znajomych.

Finanse nie są jedynym ośrodkiem moich zainteresowań. Jako zodiakalny bliźniak nie potrafię znaleźć dla siebie jednego miejsca na dłużej. Próbuję swoich sił w rysunku i fotografii. Książki traktuję jak narkoman, kończąc jedną odczuwam głód następnej. Otaczająca mnie rzeczywistość - polityczna, społeczna i każda inna - niezmiennie  napawa mnie dziecięcym zdziwieniem. Wyrażam je od ponad dziesięciu lat w swoim blogu, w  formie nie zawsze eleganckich paszkwili i felietonów. Z racji lokalnego patriotyzmu umiłowałam sobie sztukę. Jako wieloletniej tancerce w zespole muzyki dawnej przyswajanie jej  - zwłaszcza w formie teatru  - sprawia mi niewyrażalną w słowach przyjemność. A stresy odreagowuję w swoim królestwie, czyli kuchni dzięki karmienie bliskich i siebie.

Mam wielki apetyt na życie. Nieustannie pracuję nad swoimi kompetencjami i językiem. Trudno mi jednak poskromić w sobie narcyzm, samochwalstwo i naturę prześmiewcy.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here