Tym razem skupimy się na kwestiach związanych z rozpoznaniem auta powypadkowego. Oglądać auto zawsze wybierajmy się za dnia. Sztuczne oświetlenie jest sprzymierzeńcem handlarzy i pozwala na ukrycie wielu mankamentów pojazdu.

Warto zainwestować kilkanaście złotych w chociażby najprostszy miernik grubości lakieru. Niektórzy sprzedający mogą się z tego przyrządu śmiać, ale naprawdę pozwala on w wielu przypadkach na wykrycie szpachlowanych miejsc pod lakierem.

Pierwszy rzut oka na auto powinien być skierowany na wyszukanie jakichkolwiek różnic w odcieniach koloru na poszczególnych elementach. Może się tak zdarzyć, że przedni i tylny zderzak, klapka wlewu paliwa czy inne plastikowe elementy lakierowane będą miały trochę inny odcień niż metalowe. Wynika to z faktu różnego tempa płowienia lakieru na różnych materiałach.

Kolejne spojrzenie powinno być skierowane na szpary między elementami blacharskimi. Szpary te powinny być równej szerokości wzdłuż całego elementu i symetryczne dla prawej i lewej strony auta.

Przyglądnijmy się zderzakom, czy są równo zamocowane, czy przypadkiem z jednej strony nie opadają niżej niż z drugiej, czy nie ma na nich wyłaniających się spod farby śladów nieumiejętnego klejenia i szpachlowania.

Jeśli na dużych płaskich elementach wykryjemy lakier o powierzchni zbliżonej do gęsiej skórki, będzie to świadczyć o szybko i niestarannie przeprowadzonej naprawie lakierniczej.

Przednie błotniki, jeśli mocowane są przy pomocy śrub, powinny mieć te śruby równomiernie pokryte lakierem w takim samym kolorze jak reszta auta. Jeśli widać na łbach śrub ślady odkręcania może to świadczyć o wymianie błotnika.

Oglądnijmy dokładnie pas przedni pod kątem jakichkolwiek śladów świadczących o naprawach blacharskich. Przyglądnijmy się dokładnie, czy słabo widoczne wzmocnienie znajdujące się za zderzakiem nie jest innego koloru niż reszta nadwozia. Często stosowane są używane elementy z pojazdu rozbitego z innej strony.

Swoją uwagę należy poświęcić podłużnicom. Mogły być spawane, szpachlowane i ponownie malowane. Wszelkie te zabiegi najlepiej widoczne są w okolicach otworów w podłużnicach. Podobnie dokładnie oglądnijmy tylną krawędź bagażnika, jego podłogę oraz boki. Dobrze jest wyjąć koło zapasowe i oglądnąć wnękę na nie, często podczas stłuczki podłoga odkształca się na tyle, że wnęka na koło przyjmuje kształt elipsy.

Bardzo pomocny przy analizie stanu blacharskiego auta jest miernik grubości lakieru. Przy odrobinie wprawy wystarczający jest najprostszy i zarazem najtańszy miernik z magnesem i wysuwającą się skalą. Przykładamy go prostopadle do elementu i delikatnie odciągając obserwujemy moment oderwania się magnesu od blachy. Magnes powinien odrywać się wskazując na skali zawsze podobną wartość. Gdy natrafimy na element dwukrotnie malowany, magnes oderwie się wcześniej. W przypadku elementu szpachlowanego jeszcze wcześniej lub gdy szpachli jest bardzo dużo może w ogóle nie przyczepić się do „blachy”.

Osobiście spotkałem się w niemieckim komisie z pięknym Fordem Focusem, z udokumentowanym niewielkim przebiegiem i w bardzo ładnym stanie technicznym, w którym „artysta rzeźbiarz” ulepił narożnik tylnego błotnika tylko i wyłącznie ze szpachli. Czujnik w tym miejscu w ogóle nie łapał się „blachy”. Jeżeli w zakamarkach między elementami blacharskimi dostrzeżemy resztki białej pasty wskazuje to na polerowanie lakieru. Może to być zwykły zabieg kosmetyczny przeprowadzony na lakierze albo znak naprawy lakierniczej.

Oprócz blach oglądnijmy również szyby. Porównajmy ich daty produkcji, najlepiej, jeśli wszystkie daty wskazują na ten sam rocznik. Różne roczniki szyb oczywiście nie muszą wskazywać na wypadkową historię auta, zdarza się, że czasami kamień spod kół auta jadącego przed nami wybije przednią szybę albo trafimy na złodzieja, który kradnąc coś z auta wybije jedną z szyb bocznych.

Podobnie sprawa ma się z lampami, na nich również często naniesione są daty produkcji. Zwróćmy również uwagę, czy ich mocowania nie są klejone.

Oglądnijmy progi, jeżeli auto jest świeżo „po konserwacji” albo po malowaniu „barankiem”, może to świadczyć o próbie ukrycia pojawiającej się korozji. Możemy spróbować delikatnie odgiąć uszczelki otworu drzwiowego i zobaczyć, czy nie pokaże nam się trochę inny odcień lakieru.

Jeżeli mamy taką możliwość dobrze jest oglądnąć samochód od spodu. Pozwoli nam to na ocenę jego stanu. Jakiekolwiek zmarszczki materiału, zwłaszcza w okolicach mocowań wahaczy, tylnej belki czy jakichkolwiek innych elementów zawieszenia świadczą o powypadkowym pochodzeniu.

Badanie zbieżności pojazdu może nam bardzo dużo powiedzieć na temat jego bezwypadkowości.

Wewnątrz auta sprawdźmy obecność plastikowych zaślepek osłaniających śruby mocujące plastiki. Brakujące zaślepki mogą świadczyć o niedawnym odkręcaniu plastików w celu wyprostowania czegoś pod nimi.

Przy pomocy elektronika dobrze jest sprawdzić obecność poduszek powietrznych. Co sprytniejsi handlarze potrafią przy pomocy odpowiednio dobranego opornika oszukać instalacje elektryczną i symulować obecność poduszek w aucie. Podobnie, jeśli plastikowe zaślepki poduszek powietrznych mają inny odcień niż reszta deski rozdzielczej – powinno to wzbudzić naszą ostrożność.

Kolejnym testem będzie jazda po równej nawierzchni i puszczenie koła kierownicy. Samochód nie powinien skręcać w żadną ze stron. Test ten warto przeprowadzić również delikatnie dodając gazu, a później delikatnie hamując. Samochód powinien zachowywać prosty tor jazdy.

Uwaga!

Przeprowadzenie tych wszystkich „badań” nie daje nam pewności, że samochód ma bezwypadkową przeszłość, może też być potwierdzeniem faktu, że można spotkać poprawnie naprawione samochodu powypadkowe. Jeżeli sprzedający przyznaje się do jakiejś niewielkiej stłuczki, a posiada zdjęcia dokumentujące stan po wypadku, zawsze można rozważyć zakup tak ładnie naprawionego auta i docenić uczciwość sprzedawcy.

Jak wysoko oceniacie swoją wiedzę na temat samochodów? Jesteście dobrze zorientowani czy polegacie na fachowcach??

PODZIEL SIĘ
Poprzedni artykułJak zabezpieczyć samochód przed kradzieżą?
Następny artykułJak wymienić wycieraczki?

Marcin Filek – miłośnik motoryzacji, od lat zawodowo z nią związany. Analityk rynku części zamiennych jednej z wiodących marek. Fotograf i mechanik rajdowy. Pasjonat spędzający w garażu każdą wolną chwilę. Prywatnie tata ośmiomiesięcznej Julki.


Nasz specjalista pisze o sobie:

Moja przygoda z motoryzacją rozpoczęła się jeszcze w szkole podstawowej. Chyba – jak większość chłopców – zawsze uwielbiałem samochody. Niedaleko miejsca, w którym mieszkałem przynajmniej dwa razy do roku przebiegała trasa rajdu samochodowego. Niezależnie od pogody zawsze byłem obecny w strefie serwisowej. Moje zainteresowanie samochodami nie ograniczało się jednak tylko do rozmów z kolegami czy kolekcjonowaniu prospektów samochodowych. W kolejnych latach namiętnie studiowałem literaturę branżową, jeździłem na rajdy samochodowe, uczestniczyłem w polskich premierach wielu nowych modeli, chciałem być zawsze w centrum motoryzacyjnych wydarzeń. Dość pomocne w pogłębianiu wiedzy technicznej były studia na Wydziale Mechanicznym Politechniki Krakowskiej. Szczęśliwie ta pasja zamieniła się w karierę zawodową, dzięki czemu praca, którą wykonuje sprawia mi dużo radości.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here