Przede wszystkim trzeba wziąć pod uwagę fakt, iż trening jest świetnym bodźcem do spalania tkanki tłuszczowej, ale bodziec nie wystarczy. Potrzebne są inne czynniki, które należy wdrożyć oprócz treningu. Tak więc:

DIETA, DIETA, DIETA…

Nie musi to wcale oznaczać, że czeka nas głodowanie i odmawianie sobie wszelkich przyjemności jedzenia. Wystarczy przestrzegać paru ważnych zasad, aby tkanka tłuszczowa znikała w oczach, a nasz żołądek stopniowo zmniejszał swoją objętość. Najważniejsza zasada, obowiązkowa w naszym odchudzaniu brzmi: zero jedzenia na noc!! Najlepiej spożywać ostatni posiłek o godzinie 17 i nie martwić się niestrawnościami podczas snu. Mało kto wie, iż w czasie gdy śpimy, pewne organy są praktycznie „wyłączone” nawet na 2–3 godziny, co uniemożliwia dobre trawienie… Wprowadzisz tą zasadę, zobaczysz niesamowite zmiany w ciągu kilku dni. Jeśli chodzi o ograniczanie konkretnych produktów, nie będzie tu dla nikogo niespodzianki… Słodycze zdecydowanie idą w odstawkę. Jest to najprostszy sposób dostarczania organizmowi bomb kalorycznych w połączeniu z cukrami prostymi, które to właśnie są przekształcane w tkankę tłuszczową. A gdy dodamy do tychże węglowodanów prostych tłuszcze z pożywienia – nie ma gorszego połączenia, jeśli chodzi o odkładanie się sadełka. Jeśli ograniczymy słodycze do minimum i nie będziemy łączyć węglowodanów z tłuszczami – jesteśmy na dobrej drodze do wymarzonej sylwetki.

Oczywiście ograniczanie posiłków spowoduje deficyt kaloryczny i jeszcze szybszą utratę wagi, ale nie należy tu przesadzać. Lepiej będzie rozłożyć po prostu nasze porcje na kilka mniejszych w ciągu dnia, aby przyspieszyć metabolizm.

SEN SPRZYJA REGENERACJI…

a ona jest równie istotna w całym procesie odchudzania. Im lepszej jakości sen zapewnisz organizmowi, tym szybsze efekty uzyskasz, a jedynym efektem ubocznym będzie świetne samopoczucie i chęć do treningu z samego ranka.

Czas zatem na rozplanowanie treningu. Nie będzie dla nikogo niespodzianką, jeśli wymienimy trening aerobowy jako główne narzędzie walki z oponką. Jest to trening powodujący przyspieszenie metabolizmu poprzez trening tlenowy zwiększający pracę serca oraz płuc. I oczywiście jest to prawdą, ale…

No właśnie wcale nie trzeba biegać po kilkanaście kilometrów dziennie, aby uzyskać wymarzoną sylwetkę. Sekretem do sukcesu jest INTENSYWNOŚĆ. Co to oznacza? Oznacza to, iż wystarczy pobiegać 4–6 serii sprintów po 60 metrów, aby przyspieszyć metabolizm na 24 godziny, podczas gdy przebiegnięcie 5 kilometrów średnim tempem poprawi nasz metabolizm na 4-5 godzin. Wystarczy zobaczyć jak „wyrzeźbieni” są sprinterzy, aby uświadomić sobie prawdziwość powyższego stwierdzenia. Co więcej, podobnym sposobem ulepszenia metabolizmu jest intensywny trening siłowy! Zatem jeśli ćwiczysz siłowo i 3 razy w tygodniu dorzucisz bieganie sprintów – nie ma lepszego połączenia na spalanie tłuszczu. Oczywiście nie wszystkim musi odpowiadać taka forma, np. kobiety zdecydowanie wolą fitness od przerzucania ciężarków. Jest to forma treningu z elementami siłowymi o dużej intensywności, nierozbudowująca masy mięśniowej jak typowy trening siłowy, zdecydowanie bardziej mięśnie są rozbudowywane wraz z utratą tkanki tłuszczowej. Jaka jest więc idealna receptura na trening odchudzający? Połączenie treningu o wysokiej intensywności (tj. siłownia, fitness, sprinty, piłka nożna, itp) z treningiem aerobowym, takim jak bieganie dłuższych dystansów, pływanie lub nawet szybszy spacer.

Dieta czy ćwiczenia – na co stawiacie przede wszystkim? Dodalibyście coś do powyższych wskazówek? Dajcie znać!

PODZIEL SIĘ
Poprzedni artykułMoje dziecko pyskuje i jest agresywne – co robić?
Następny artykułOgólnorozwojowy plan treningowy – jak go ułożyć?

Emilia Klima - absolwentka socjologii na Uniwersytecie Jagiellońskim, pasjonatka sportu i pisania nie tylko o sporcie. Od 2008 roku współpracuje z działem sport-rozrywka serwisu gazeta.pl, w międzyczasie pisywała do innych portali internetowych zajmujących się tematyką sportową. Miłośniczka pływania i jazdy na rowerze.

Nasz specjalista pisze o sobie:

Jako posiadaczka (do niedawna) rodzeństwa płci męskiej wyłącznie, nie miałam innego wyjścia jak śledzić wydarzenia sportowe, odkąd tylko byłam we właściwym wieku do zrozumienia tego, co się dzieje w telewizorze. Myślę, że nie będzie wiele przesady w stwierdzeniu, że bardziej niż na wieczorynce wychowałam się na wieczorach z Ligą Mistrzów. Gdzieś w międzyczasie moje zainteresowanie futbolem osłabło najpierw na rzecz siatkówki, a później Formuły 1, nadal jednak sport stanowi ważny element mojego życia.

Nie inaczej jest z jego czynnym uprawianiem. Staram się, by aktywność fizyczna była dla mnie przede wszystkim źródłem przyjemności, dlatego trzymam się z dala od tych sportów, których zwyczajnie nie lubię. Gustuje szczególnie w pływaniu, dyscyplinie pozwalającej rozwijać równomiernie niemal wszystkie partie mięśniowe, przy okazji spalić sporo kalorii z wysiłkiem odczuwalnym dopiero po wyjściu z wody. Przy sprzyjającej pogodzie nie wzgardzę rowerem lub rolkami, lubię się również od czasu do czasu porządnie rozciągnąć. (W czasach swojej największej elastyczności potrafiłam nawet zrobić szpagat, ha!).

Co robię kiedy nie oglądam sportu lub go nie uprawiam? Piszę. To czym, się zajmuję pozwala mnie zatem na połączenie dwóch największych pasji. Kiedy nie oddaję się żadnej z nich, w wolnym czasie oglądam amerykańskie seriale lub europejskie filmy, a kiedy wyłączą mi prąd, czytam książki.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here