Od czego zacząć? Przede wszystkim od:
– zapoznania się z rodzajami mąki żytniej i pszennej,
– sprawdzenia dostępności razowej mąki żytniej (czy i gdzie można ją kupić)
– poczytania książek lub fachowych blogów internetowych, w których opisuje się nie tylko sam proces powstania zakwasu, ale także przyczyny trudności z wyhodowaniem zakwasu i pokazuje dokładnie poszczególne etapy jego przygotowania,
– zapoznania się z wyjaśnieniem takich pojęć jak: zaczyn a zakwas, hydracja, „dokarmianie” zakwasu,
– rozplanowania przygotowania zakwasu w ciągu kilku dni i włączenia pracy nad zakwasem do porannych i wieczornych czynności.

Najczęściej spotykanym zakwasem jest ten, który przygotowuje się na mące razowej żytniej. Do jego wykonania będzie potrzebne:

1 kg mąki żytniej razowej
woda
półlitrowy słoik

Uwaga!

Istnieje też inna, bardziej ekonomiczna, ale ryzykowna wersja robienia zakwasu. Można zacząć od łyżki stołowej maki i wody i podwajać ilość w następnych karmieniach. W ten sposób dopiero przy czwartym karmieniu dojdziemy do polowy szklanki maki bez wyrzucania czegokolwiek. Dopiero przy 5 i 6 karmieniu możemy się pozbyć polowy zakwasu aby zakończyć cykl z ta sama ilością zakwasu jak podano powyżej.

Prace nad zakwasem należy podzielić na kilka etapów:

1. Rano wsypać do słoika pół szklanki mąki i wlać pół szklanki ciepłej wody. Składniki na zakwas dobrze wymieszać, słoik przykryć zakrętką i odstawić na 24 godziny w ciepłe miejsce.
2. Rano następnego dnia odjąć z przygotowanej mieszanki pół jej zawartości, a do pozostałej w słoiku reszty dosypać pół szklanki mąki i dolać troszkę mniej niż pół szklanki ciepłej wody. Woda nie może być gorąca, bo za wysoka temperatura może zabić rozwijające się w fermentującej mące drożdże. Wszystko odstawić na kolejne 24 godziny.
3. Rano trzeciego dnia powtórzyć powyżej opisane czynności: z fermentującej masy odjąć połowę zawartości, do pozostałej reszty dosypać pół szklanki mąki i dolać troszkę mniej niż pół szklanki ciepłej wody. Odstawić pod przykryciem na 12 godziny.
4. Wieczorem trzeciego dnia „dokarmić” zakwas, po odjęciu połowy zawartości, kolejnymi porcjami mąki i wody (po pół szklanki) i tak jak zawsze, odstawić pod przykryciem w ciepłe miejsce na 12 godzin.
5. Rano czwartego dnia postąpić z zakwasem jak w poprzednich dniach: „dokarmić” go rano i wieczorem co 12 godzin.
6. Piątego dnia rano można już piec chleb na tak przygotowanym zakwasie.

Co zrobić z wyhodowanym zakwasem, jeśli nie chcemy od razu lub nie mamy czasu upiec chleb? Należy zamknąć słoik przykrywką i wstawić do lodówki na najniższą półkę, najlepiej znajdującą się na drzwiach. Co jakiś czas (na przykład raz na dwa tygodnie, raz na tydzień – jeśli często pieczemy chleb) trzeba zakwas dokarmić: a więc wyjąć z lodówki, odczekać ok. 2-3 godziny, odjąć połowę zawartości, dosypać pół szklankę mąki, wlać troszkę mniej niż pół szklanki wody, wymieszać i odstawić na 12 godzin. Po tym czasie zakwas jest gotowy do użycia lub można schować go z powrotem do lodówki.

Znacie inny przepis na zakwas chlebowy? Podzielcie się nim z nami.

PODZIEL SIĘ
Poprzedni artykułCiasteczka greckie – przepis
Następny artykułJak przykleić tipsy bez kieszonki?

Agnieszka Pietnoczka - od dwóch lat prowadzi blog kulinarny DOMOWE GOTOWANIE, na którym zamieszcza przepisy oraz zdjęcia wykonywanych przez siebie potraw. Nie ukrywa, że jej specjalnością są wypieki. Jak sama pisze, stworzyła swój blog dla "początkujących domowych kucharzy i poszukiwaczy nowych smaków". Jest specjalistą działu Kulinaria serwisu SPEC.PL, który wzbogaca nie tylko w swoje przepisy, ale również w autorskie zdjęcia.

Zobacz stronę naszego specjalisty:

- Domowe gotowanie

 

Nasz specjalista pisze o sobie:

Gotuje od lat. Jak większość z nas zaczynałam pomagając mamie w przygotowaniu obiadu. Pod jej okiem obierałam ziemniaki, doprawiałam surówki, ucierałam ciasta i kremy. W końcu nadszedł czas pełnej samodzielności i niezależności w wyborze niedzielnego menu czy kulinarnych eksperymentów.

Swoich najbliższych raczę w domu zapachem piekącego się pieczywa i ciasta, gotującej się zupy, duszącego się w aromatycznych przyprawach mięsa i świeżo pokrojonych ziół. Z przyjemnością obserwuję wzrost ich apetytów na widok cieszących oko potraw. Z satysfakcją nakładam dokładki i odbieram puste już talerze. 

Co daje mi upieczenie chleba, upichcenie rosołu, usmażenie kurczaka z warzywami po tajsku czy wykonanie muffinek? Niesamowitą przyjemność z obserwacji przemiany poszczególnych składników o różnych smakach, konsystencji i pochodzeniu w brzmiące jednym tonem danie. Poczucie siły i umiejętności własnych rąk: ugniatających, lepiących, czujących drobiny soli, gładkość schłodzonego francuskiego ciasta, wilgoć śmietany i tłustość masła w kruchym spodzie, ulotność tortowej mąki i chropowatość skórki razowca. 

Z pasją przygotowuję nowe potrawy wyszukując ciekawe przepisy, czytając przeróżne fora, kupując kolejne kucharskie książki czy podglądając na YouTube podobnych do mnie amatorów dobrego jedzenia. Kiedy wchodzę do kuchni odbywam kulinarną wycieczkę dookoła świata, o której marzę od lat. Foccacia, won ton, chlebek naan, curry, banana bread, tarta i pizza to tylko niektóre z najsmaczniejszych przystanków owej - realizowanej na razie tylko w domu - podróży. Dzięki zdjęciom i kulinarnemu blogowi mogę utrwalić spędzoną w kuchni chwilę i wracać do opublikowanych przepisów na niemożliwych do zgubienia stronach wirtualnego notatnika. 

Przede mną jeszcze tyle do ugotowania, tyle do upieczenia, dodania i wymieszania. Mam nadzieję, że wszystkiego zdążę spróbować:)

 

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here