Żadna instytucja w Polsce nie narzuca cen producentom czy usługodawcom. Jedynie ceny niektórych leków wydawanych na receptę, czy opłaty w urzędach mają swoje stawki stałe. To prawo wolnego rynku, a zgodnie z nim, każdy sprzedawca może sobie narzucić na produkt kupiony w hurcie taka marżę, jaką chce. Jedynie istnienie konkurencji hamuje przedsiębiorców przed drastycznym zawyżaniem cen. Prawda jest jednak taka że marże są ogromne. Widać to na przykład podczas wyprzedaży odzieży, gdzie czasami po sezonie koszt na przykład kurtki to dziewięćdziesiąt złotych, ze wcześniejszych trzystu. Obniżenie ceny o dwieście dziesięć złotych, to obniżenie marży o około siedemdziesiąt procent, a gwarantuję że dziewięćdziesiąt złotych, to i tak cena z zarobkiem dla sklepu. Standardowo sklepy liczą się z możliwością trafienia na klienta, który będzie się targował, dlatego zakładają że marże powinny być o 5-10% wyższe, na taką ewentualność. Kupowanie bez targowania, jest więc z naszej strony omijaniem okazji do zaoszczędzenia pieniędzy i to czasem dużych pieniędzy.

Polacy targowanie się mają we krwi, tak samo jak poczucie dumy. Wolą przepłacić niż pokazać, że ich na coś nie stać, mimo to robiąc zakupy na targu czy w jarzyniaku bez skrupułów wymagają udzielenia rabatu, albo szukają drobnych aby ostatecznie ich nie znaleźć i zapłacić złotówkę czy dwa złote mniej. Dlaczego więc nie potrafią robiąc większe zakupy, zawalczyć o zatrzymanie stu czy dwustu złotych w kieszeni? Targowanie się to nie żebranie. Mentalność Polaka, który za czasów minionego ustroju był skłonny zapłacić każdą cenę dla zdobycia produktu, powinna pójść w zapomnienie, tak jak i sam ustrój. Wolny rynek sprawił że „targi” są konieczne, co więcej, bardzo modne. Świadczą o naszej asertywności i świadomości jako konsumenta. Mamy pieniądz, mamy chęć go wydać, ale mamy też poczucie że możemy wydać mniej. Sklep nie będzie stratny tak czy inaczej.

Targować możemy się tak naprawdę wszędzie. W sklepach odzieżowych, kupując meble, sprzęt AGD i RTV, materiały budowlane, w sklepach, w których jesteśmy stałymi klientami. W księgarniach, sklepach muzycznych. Nie widzę przeszkód aby targować się przy każdej okazji, sprawdzając i ćwicząc swoje umiejętności, przed naprawdę kosztownymi zakupami. Podstawą jest wyzbycie się skrupułów i zdanie sobie sprawy z pewnych mechanizmów. Targowanie się to negocjowanie ceny zakupu. Sprzedawca ostatecznie będzie wolał „opchnąć” nam pralkę po niższej cenie, niż nie sprzedać jej wcale. Nie zrażajmy się, jeśli nie uda nam się zrobić zakupów z rabatem w pierwszym sklepie. Niem musimy kupować pralki w sklepie x, możemy jeszcze odwiedzić sklep y, z, i inne. Ten argument przytoczony w markecie, powinien zadziałać wystarczająco dobrze. Kolejny to ocena towaru. Pozostanę przy tej samej pralce. Jeśli w rozmowie ze sprzedawcą, wyjawimy, że widzieliśmy taką sama pralkę w innym sklepie o dwieście złotych tańszą, sprzedawca będzie skłonny o tyle obniżyć jej cenę. Trzeba jednak uważać, aby nie przesadzić. Znaczne zaniżenie ceny towaru spowoduje, że nasz blef się wyda. Sprzedawcy doskonale orientują się w cenach konkurencji, oraz w cenach hurtowych produktów. Nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy i my w taką wiedzę się wyposażyli. Możemy również wizualizować sprzedawcy zarobek. Jeśli pralka kosztuje tysiąc złotych, włożyć do portfela osiemset złotych i otworzyć go przed sprzedawcą. Pokazać mu że tyle mamy i tyle zapłacimy. Można próbować brać go na litość, mówiąc że stara pralka się zepsuła, żona suszy głowę, bo od tygodnia pierze ręcznie, a my uzbieraliśmy cudem te nieszczęsne osiemset złotych. Można też inaczej, zwyczajnie i twardo zakomunikować że pralka potrzebna jest natychmiast, wykładamy osiemset złotych i wychodzimy z nią, albo idziemy do konkurencji. Kolejny trik to wycofanie się w ostatniej chwili. Dobijamy targu prosimy o zapakowanie pralki po czym komunikujemy sprzedawcy, że jednak nas nie stać na zapłacenie tysiąca złotych. Idą święta i poza pralką czekają prezenty. Niedługo trzeba będzie czekać na informację o zniżce ze strony sprzedawcy.

Najważniejsze w targowaniu się jest danie sprzedawcy do zrozumienia, że nie jesteśmy skazani na jego produkt. On o tym wie, niejednokrotnie jednak wychodzimy z pozycji słabego konsumenta gotowego pokornie zapłacić ile każą. Zamiast tego targujmy się, zwłaszcza jeśli robimy duże zakupy. Kupujemy kilka przedmiotów. Na przykład urządzamy mieszkanie i w jednym sklepie chcemy zakupić komplet kilku mebli. Żądajmy obniżek na każdy mebel, lub dużego rabatu na całość zakupów. Jeśli kupujemy wykładziny, meble kuchenne, szafy wnękowe, targujmy się i prośmy o montaż lub dowóz gratis (albo jedno i drugie, ostatecznie jeśli nie dostaniemy obu to jedno z dwóch z całą pewnością). Targowanie jest łatwiejsze, jeśli robimy zakupy za gotówkę. W chwili kiedy w sklepie ze sprzętem elektronicznym, podpisujemy umowę kredytową na jego zakup, ciężko będzie nam obniżyć cenę zakupu.

Asertywność, jasne komunikaty, pytania zamknięte nie pozostawiające rozmówcy pola do snucia teorii. Na przykład „czy udzieli mi pan dwudziestu procent rabatu na tę pralkę, czy mam jeszcze sprawdzić oferty konkurencji (trzymając odliczoną gotówkę, lub kartę bankomatowa w dłoni)” lub „ Żona widziała w sklepie internetowym taką samą pralkę dwieście złotych taniej” na co sprzedawca „zapewne do tego dochodzi transport”, a my „nie to sklep w naszym mieście odbiór osobisty jest możliwy nawet dziś, i chyba to będzie najlepsze rozwiązanie”. Sprzedawca nie będzie czekał aż opuścimy sklep, zaproponuje rabat. Targowanie się jest bardzo proste i w 90% przypadków zwyczajnie skuteczne. Problemem jest jedynie nasza mentalność i niechęć do przełamania się. Zachętą będzie z całą pewnością pierwsza wygrana w „targach” i zaoszczędzenie kilku setek, które możemy wydać na coś przyjemniejszego niż nieszczęsna przykładowa pralka.

Targowaliście się kiedyś w sklepie? Udało się Wam dopiąć swego? Podzielcie się swoimi doświadczeniami w komentarzach.

PODZIEL SIĘ
Poprzedni artykułJak opóźnić wytrysk?
Następny artykułCzy istnieje punkt G?

Karolina Wyszogrodzka - studentka Administracji Publicznej. Posiada wieloletnie doświadczenie w pracy bankiera. Zarówno jako doradca kredytowy, ubezpieczeniowy, jak i inwestycyjny. Współpracuje z serwisami dziennikarstwa obywatelskiego, od dziesięciu lat prowadzi blogi tematyczne związane z finansami oraz te poświęcone polityce i publicystyce.

Nasz specjalista o sobie:

W „wielki i  skomplikowany” świat bankowości trafiłam kilka lat temu przez zupełny przypadek. Moja droga zawodowa od tamtej pory wiedzie przez niemalże wszystkie sektory i rodzaje produktów finansowych. Zebrane dotychczas doświadczenie zawodowe, wiedza - zarówno proceduralna, jak i produktowa - to jednak nie wszystko. Staram się w swoich artykułach odkrywać „ludzkie oblicze” świata finansów. Moim celem jest wyjaśnienie w przystępny sposób mechanizmów, naświetlenie problemów, ukazywanie „kruczków” i „haczyków”.

Naiwny idealizm takiego postępowania ma na celu zwiększenie empatii po obu stronach biurka w placówce finansowej. Ale także na przestrzeżeniu klienta  - przed nie zawsze uczciwymi zasadami gry - i bankiera - przed stosowaniem takich zasad.

Bankowość może być zabawna, mam nadzieję że - przy zachowaniu profesjonalizmu i kompetencji - nie braknie mi nigdy „języka” na ukazanie jej także z tej strony.

Stale dokształcam się w dziedzinie finansów, która - jak wiadomo - zmienia się z dnia na dzień. Pomagają mi w tym zarówno obserwacje rynku, jak i rozmowy ze specjalistami będącymi w gronie moich znajomych.

Finanse nie są jedynym ośrodkiem moich zainteresowań. Jako zodiakalny bliźniak nie potrafię znaleźć dla siebie jednego miejsca na dłużej. Próbuję swoich sił w rysunku i fotografii. Książki traktuję jak narkoman, kończąc jedną odczuwam głód następnej. Otaczająca mnie rzeczywistość - polityczna, społeczna i każda inna - niezmiennie  napawa mnie dziecięcym zdziwieniem. Wyrażam je od ponad dziesięciu lat w swoim blogu, w  formie nie zawsze eleganckich paszkwili i felietonów. Z racji lokalnego patriotyzmu umiłowałam sobie sztukę. Jako wieloletniej tancerce w zespole muzyki dawnej przyswajanie jej  - zwłaszcza w formie teatru  - sprawia mi niewyrażalną w słowach przyjemność. A stresy odreagowuję w swoim królestwie, czyli kuchni dzięki karmienie bliskich i siebie.

Mam wielki apetyt na życie. Nieustannie pracuję nad swoimi kompetencjami i językiem. Trudno mi jednak poskromić w sobie narcyzm, samochwalstwo i naturę prześmiewcy.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here