Osobiście nie lubię parasolek drugiego rodzaju. Światło przez nie rzucane jest nieco nieprzewidywalne. Przypomina ono świetlną kulę, które wystrzelona uderza o pierwsze, co napotka na swojej drodze. Parasole transparentne także nie pozwalają na całkowitą kontrolę nad światłem, ale już jest lepiej niż w przypadku parasoli odbijających. Taką parasolkę ustawiamy wnętrzem do aparatu, a zewnętrzną stroną do modela. Daje ona stosunkowo miękkie, przyjemne światło, które dodatkowo można rozpraszać poprzez odsunięcie lampy od płaszczyzny parasola.
Jeśli zależy nam na wyjątkowo rozproszonym, miękkim świetle, możemy lampę odsunąć nawet na pół metra lub więcej od parasolki. Poprzez takie ustawienie lampy, błysk wypełnia większą część czaszy parasola, a jak mówi stara zasada „im większe źródło światła, tym bardziej rozproszone oświetlenie”. Jeśli chcemy uzyskać bardziej kontrastowe oświetlenie, wystarczy lampę przysunąć do wnętrza parasola.
Oświetlenie parasolkowe jest stosunkowo dobrym rozwiązaniem jeśli nie chcemy wydawać góry pieniędzy na przeróżne softboxy. Jedyne, czego będziemy potrzebować, poza lampą błyskową oczywiście, to:
– statyw, który nie musi być specjalnie ciężki;
– uchwyt, którym połączymy statyw z lampą błyskową;
– parasol i kabel, który pozwoli nam na odsunięcie lampy błyskowej od aparatu.
Jedną końcówkę takiego kabla montujemy pod lampą błyskową, a drugą w korpusie, na sankach, na których zazwyczaj montuje się lampę. Zamiast kabla możemy użyć radiowego wyzwalacza błysku. Ta metoda jest znacznie bardziej poręcznza, ale i nieco droższa. Całość jednak nie powinna kosztować więcej niż 400 zł.
Używacie parasolki fotograficznej? Jaką polecacie? Podzielcie się opiniami.