Jeżeli rodzic wymaga od dziecka, by zjadało to, co mu się poda i to do końca, musi zdawać sobie sprawę, że porażka jest bliska. Dziecko, tak samo jak dorosły, może mieć smak na jakąś konkretną potrawę (niekoniecznie chałkę z kremem czekoladowym), nie mieć ochoty na dany posiłek lub zwyczajnie nie mieć apetytu. Zwykle z niejedzeniem potomstwa problem mają rodzice, nie dzieci.

Inną kwestią, którą trzeba wziąć pod uwagę, jest fakt, że dziecko uczy się przez przykład i naśladowanie. Jedząc steka z frytkami nie oczekuj, że twój maluch z radością zabierze się za brokuły i popije je sokiem z selera naciowego.

Te dwie zasady – wolność wyboru i naśladowanie – wdrożone w życie powodują, że dziecko je chętnie, ale jednocześnie nie przekracza swoich potrzeb i możliwości. Młody organizm całkiem nieźle radzi sobie z intuicyjnym doborem niezbędnych składników odżywczych. Przedszkolak marudzący o lody i sezamki może borykać się z niedoborem wapnia, a nie jedynie ulegać słodyczowym zachciankom.

Najlepszym wyjściem jest zatem przygotowywanie całej rodzinie jednakowych, zdrowych i smacznych obiadów. Rodzic może oczywiście dyskretnie doprawić własną porcję, jeśli woli potrawy ogniście ostre.

Samo przygotowanie posiłku również ma wpływ na rozbudzenie apetytu malucha. Jeżeli weźmie on udział w gotowaniu i szykowaniu stołu, powącha i posmakuje jedzenie przed właściwym posiłkiem, a przede wszystkim będzie mógł się pochwalić samodzielnością, usiądzie do posiłku głodny i radosny. A to właśnie te dwa elementy składają się na apetyt.

Przebieg posiłku jest bardzo istotny. Dziecko popędzane i usilnie namawiane do jedzenia zje mniej, niż gdyby było odprężone, a rozmowa o jedzeniu ograniczyła się do komentowania smaku czy składu potrawy. Zapewnienie podczas posiłku miłej atmosfery, nawet jeśli maluch akurat nie ma apetytu, powoduje, że jedzenie kojarzy mu się z czymś miłym – a to również pozytywnie wpływa na długofalowe zachowania związane z jedzeniem.

Wpływ na nawyki dziecka ma również to, co rozgrywa się między posiłkami. Jeśli mama mówi innemu dorosłemu, jak to jej synek czy córka uwielbiają kaszę jaglaną z owocami, to może spodziewać się, że maluch będzie domagać się tej potrawy częściej, niż dotąd. Jednocześnie mówienie wszystkim, że mamy w domu niejadka, sprawiającego wiele kłopotów sprawi, że niejadkowatość rozkwitnie, zapuści korzenie w umyśle swego żywiciela i już tam pozostanie.

Podsumowując – niejadek to stan umysłu rodzica, a nie cecha dziecka. Podstawowe zasady kierujące karmieniem dziecka opierać się powinny tak naprawdę na szacunku:

  • Krok pierwszy

    Pozwólmy dziecku decydować, ile zjada. Dziecko się nie zagłodzi.

  • Krok drugi

    Pozwólmy mu wybierać smaki. Nie wszystko musi mu smakować.

  • Krok trzeci

    Zaangażujmy dziecko w przygotowanie posiłków.

  • Krok czwarty

    Stwórzmy miłą atmosferę w czasie jedzenia.

  • Krok piąty

    Nie stosujmy przymusu, negocjujmy. Jeśli czujemy, że dziecko próbuje się przekomarzać lub walczy o uwagę, dajmy mu ją.

  • Krok szósty

    Chwalmy dziecko za to, że wybiera zdrowe rzeczy do jedzenia.

  • Krok siódmy

    Rodzinne obiady mogą stać się prawdziwą przyjemnością – zwłaszcza gdy zarówno rodzice, jak i dzieci „wrzucą na luz”.

  • A jaka jest Wasza opinia na ten temat? Dodalibyście coś do powyższych sugestii? Dajcie znać.

PODZIEL SIĘ
Poprzedni artykułGrissini – przepis
Następny artykułPieczona młoda kapusta – przepis

Katarzyna Wyka - blogerka kulinarna, miłośniczka smacznego, szybkiego gotowania. Działa według zasady: jeśli czegoś nie da się przyrządzić w 30 minut, trzeba się zastanowić, czy warto to wykonać. Jest również mamą, a zawodowo - naucza języka angielskiego.

 

Odwiedź blog naszego specjalisty:

- Truscaveczka pichci

Nasz specjalista o sobie:

Kiedy ktoś mówi przy mnie "Baby do garów!" kiwam energicznie głową, bo chociaż pochodzę z rodziny, gdzie to mężczyźni gotowali lepiej i więcej, to kuchnia jest moim królestwem. Nie do pomyślenia - ja, uchodząca niegdyś za mózgowca, który z przyziemnością nie ma nic wspólnego, uwielbiam gotować, obserwować, jak zmieniają się składniki użyte do wykonania potrawy, jak mieszają się smaki i zapachy.

Od kilkunastu lat moja kuchnia tętni życiem - i choć wyprowadzając się na swoje umiałam przyrządzić najwyżej spaghetti z proszku, teraz nie tylko nieźle gotuję, ale lubię też czytać książki kucharskie nie tylko szukając w nich przepisów, ale i inspiracji, pomysłów na połączenia składników, mniej lub bardziej typowe. Już ładnych parę lat prowadzę bloga z przepisami. Zaczął się od prośby koleżanki, żebym dała jej przepis na obiad - ale przepis dla zupełnego żółtodzioba. Pomyślałam, że to dobry pomysł - przepisy na potrawy proste, smaczne i niewymagające zbyt wiele czasu i niezwykłych kulinarnych talentów. Pewna moja przyjaciółka powiedziała "Jeśli jakiegoś dania nie da się przygotować w 30 minut, trzeba się zastanowić, czy warto je robić."

Dlatego moje przepisy, w większości wymyślane samodzielnie, opierają się na niewielu składnikach i szybkim ich przyrządzeniu. Dzięki temu każdy, kto z tych receptur skorzysta, może poczuć się mistrzem patelni, czego sobie i czytelnikom życzę.

Fot.: Hanna Matejczyk

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here