Po jej przyznaniu bank pobierze swoje pięć procent. Ale nie będzie to dwieście pięćdziesiąt złotych, ale pięć procent od pięciu tysięcy dwustu pięćdziesięciu złotych , czyli dwieście sześćdziesiąt dwa i pół złotego. Poza „pięcioma procentami” bank dodatkowo zarobi dwanaście pięćdziesiąt. Ale to nie wszystko. Skoro prowizja została skredytowana. Przez okres trzech lat płacić będziemy odsetki od prowizji! To samo tyczy się wszystkich dodatkowych opłat jakie ponosimy z tytułu uzyskania kredytu. Poza odsetkami od kwoty która faktycznie wykorzystamy, płacimy często odsetki od ubezpieczenia kredytu, prowizji właśnie, czy opłaty przygotowawczej „za rozpatrzenie wniosku”. Te koszta wchodzą w skład Rzeczywistej rocznej stopy oprocentowania. Z naszej perspektywy te kilka złotych to nie jest dużo, nie jesteśmy także w stanie obliczyć ile to będzie naprawdę. Ale bankierzy tak. Ponadto udzielając w okresie promocyjnym na przykład przed Świętami Bożego Narodzenia tysięcy takich kredytów, bank może liczyć na pokaźne zyski.

Prowizja na poziomie zero procent, okraszona potężną kampanią reklamową, również nie jest do końca korzystną ofertą . Jeśli bank oferuje nam pieniądze bez prowizji, to z całą pewnością oprocentowanie kredytu będzie średnio o dwadzieścia pięć setnych procenta wyższe. To w dwójnasób zrekompensuje bankowi brak prowizji. Kolejnym chwytem jest udzielenie kredytu bez dodatkowego kosztu w postaci prowizji, pod warunkiem założenia przez klienta konta. Najczęściej najdroższego w ofercie instytucji. Wobec tego, jeśli konto kosztuje dajmy na to osiem złotych miesięcznie, a kredyt został wzięty na okres trzech lat, dodatkowy ukryty koszt kredytu to dwieście osiemdziesiąt osiem złotych, czyli o dwadzieścia pięć i pół złotego więcej niż koszt prowizji. Do tego dojdą opłaty za kartę bankomatową, średnio pięć złotych miesięcznie. Koszta kredytu rosną więc do prawie pięciuset złotych więcej.

Naliczanie prowizji za udzielenie kredytu na wyżej wymienione sposoby, to tylko niektóre z opcji. W kilku instytucjach istnieją również tak zwane opłaty manipulacyjne, opłata za rozpatrzenie wniosku, czy opłaty za sprawdzenie klienta w Biurze Informacji Kredytowej. Wszystkie one powinny być zniesione ze względu na ich bezpodstawność. Pierwsze trzy to dodatkowe pieniądze płacone za pracę doradcy w placówce, pracę za którą on dostaje wynagrodzenie, a opłata trafia na konto zysków instytucji. Ostatnia nie powinna być pobierana, ponieważ banki mają podpisane umowy z Biurem Informacji Kredytowej, na podstawie których posiadają dostęp do danych klienta. Przypuszczalnie umowa ta reguluje opłatę jednorazową za dostęp do wszystkich rekordów. W żadnym razie nie powinno się nią obciążać klienta. Każde można zaliczyć do dodatkowych kosztów, lub nazwać prowizją za udzielenie kredytu. Wybierając produkt finansowy, powinniśmy zapytać o wszystkie koszta i zwrócić uwagę na wysokość prowizji. W miarę naszych możliwości finansowych warto zaskoczyć bankiera chęcią uregulowania prowizji samodzielnie. Argument atutowy w postaci możliwości jej skredytowania (który tak na prawdę atutem nie jest) zostanie mu wytrącony z ręki. Jedno jest pewne w taki czy iny sposób poniesiemy koszta związane z pożyczeniem pieniędzy.

Czy informacje zawarte w artykule okazały się pomocne? Wypowiadajcie się w komentarzach.

PODZIEL SIĘ
Poprzedni artykułKredyt hipoteczny – wady i zalety
Następny artykułPrzelew z karty kredytowej

Karolina Wyszogrodzka - studentka Administracji Publicznej. Posiada wieloletnie doświadczenie w pracy bankiera. Zarówno jako doradca kredytowy, ubezpieczeniowy, jak i inwestycyjny. Współpracuje z serwisami dziennikarstwa obywatelskiego, od dziesięciu lat prowadzi blogi tematyczne związane z finansami oraz te poświęcone polityce i publicystyce.

Nasz specjalista o sobie:

W „wielki i  skomplikowany” świat bankowości trafiłam kilka lat temu przez zupełny przypadek. Moja droga zawodowa od tamtej pory wiedzie przez niemalże wszystkie sektory i rodzaje produktów finansowych. Zebrane dotychczas doświadczenie zawodowe, wiedza - zarówno proceduralna, jak i produktowa - to jednak nie wszystko. Staram się w swoich artykułach odkrywać „ludzkie oblicze” świata finansów. Moim celem jest wyjaśnienie w przystępny sposób mechanizmów, naświetlenie problemów, ukazywanie „kruczków” i „haczyków”.

Naiwny idealizm takiego postępowania ma na celu zwiększenie empatii po obu stronach biurka w placówce finansowej. Ale także na przestrzeżeniu klienta  - przed nie zawsze uczciwymi zasadami gry - i bankiera - przed stosowaniem takich zasad.

Bankowość może być zabawna, mam nadzieję że - przy zachowaniu profesjonalizmu i kompetencji - nie braknie mi nigdy „języka” na ukazanie jej także z tej strony.

Stale dokształcam się w dziedzinie finansów, która - jak wiadomo - zmienia się z dnia na dzień. Pomagają mi w tym zarówno obserwacje rynku, jak i rozmowy ze specjalistami będącymi w gronie moich znajomych.

Finanse nie są jedynym ośrodkiem moich zainteresowań. Jako zodiakalny bliźniak nie potrafię znaleźć dla siebie jednego miejsca na dłużej. Próbuję swoich sił w rysunku i fotografii. Książki traktuję jak narkoman, kończąc jedną odczuwam głód następnej. Otaczająca mnie rzeczywistość - polityczna, społeczna i każda inna - niezmiennie  napawa mnie dziecięcym zdziwieniem. Wyrażam je od ponad dziesięciu lat w swoim blogu, w  formie nie zawsze eleganckich paszkwili i felietonów. Z racji lokalnego patriotyzmu umiłowałam sobie sztukę. Jako wieloletniej tancerce w zespole muzyki dawnej przyswajanie jej  - zwłaszcza w formie teatru  - sprawia mi niewyrażalną w słowach przyjemność. A stresy odreagowuję w swoim królestwie, czyli kuchni dzięki karmienie bliskich i siebie.

Mam wielki apetyt na życie. Nieustannie pracuję nad swoimi kompetencjami i językiem. Trudno mi jednak poskromić w sobie narcyzm, samochwalstwo i naturę prześmiewcy.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here