W 2008 roku magazyn Forbes, wziąwszy pod uwagę liczbę urazów odnoszonych przez osoby uprawiające wyczynowo daną dyscyplinę, stworzył listę sportów, w których ryzyko odniesienia kontuzji jest największe. W zestawieniu na wysokich pozycjach znalazły się dyscypliny raczej mało popularne w Polsce (w przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych gdzie cieszą się ogromną rzeszą miłośników). Są to m.in. rugby, futbol amerykański czy baseball. Przekładalność tej listy na warunki polskie może zatem budzić pewne zastrzeżenia.
Tak czy inaczej, za najbardziej niebezpieczny dla zdrowia sport uznano wówczas koszykówkę. Argumentowano, że ta dyscyplina naraża zawodników na najwięcej zwichnięć, złamań, nacięć czy nawet uszkodzeń wzroku. Na drugim miejscu, dość zaskakująco, znalazła się tak by się mogło wydawać nieszkodliwa jazda na rowerze. Z drugiej strony, zwłaszcza jeśli wybieramy się na trudny teren często niewłaściwym sprzętem, ryzyko bardzo groźnych w skutkach upadków jest całkiem duże.
W drugiej piątce zestawienia znalazły się dyscypliny bardzo popularne również w Polsce. Zaskoczenia nie wywołuje raczej wysoka ilość kontuzji podczas uprawiania piłki nożnej, zwłaszcza jeśli przypomnimy sobie nagłaśnianie przez media koszmarnych kontuzji słynnych piłkarzy. Niewiele mniej niebezpieczne, przynajmniej według listy Forbesa, okazało się pływanie, z którym wiąże się ryzyko uszkodzeń ciała w wyniku kontaktu z dnem czy ścianą basenu, o zdecydowanie bardziej niebezpiecznym pływaniu na otwartych akwenach już nie wspominając. Na końcu zestawienia znalazło się narciarstwo, co również nie powinno zaskakiwać (w polskich warunkach zimowe dyscypliny zajęłyby pewnie wyższą pozycję).
Przedstawione wyżej obserwacje mogą doprowadzić do wniosku, że sporty drużynowe to zło wcielone, a dla własnego bezpieczeństwa lepiej w ogóle nie ruszać się sprzed telewizora. Prawda jest jednak taka, że nawet spacerując po prostej drodze możemy upaść i złamać rękę. Ryzyko odniesienia kontuzji jest po prostu nieodzownym elementem sportu wyczynowego. Nie oznacza to jednak, że nie ma na to kompletnie żadnego wpływu. Sporą część wypadków sprowadzamy na siebie swoim brakiem rozsądku. Podstawą jest znajomość własnych limitów i ograniczeń. Nie chodzi tu tylko o zdrowotne przeciwwskazania (nie każdy rodzaj aktywności fizycznej jest na przykład wskazany dla osób z astmą, nadciśnieniem czy cukrzycą), ale też o braki w przygotowaniu, kondycji fizycznej czy odpowiednim sprzęcie. Osoby zupełnie nieaktywne przez długie miesiące siłą rzeczy nie będą w stanie przebiec maratonu czy wyciskać najcięższych sztang na siłowni bez uszczerbku na zdrowiu. Swoją drogą, wypadki odniesione na siłowni okupowały wysoką, szóstą pozycję na liście Forbesa.
Co myślicie o niebezpieczeństwie związanym z niektórymi sportami? Warto ryzykować? Podzielcie się opiniami.