Istnieje kilka rożnych produktów, którymi możemy sfinansować zakup mieszkania. Podstawowy to kredyt hipoteczny złotówkowy i walutowy. Ten dzieli się na kredyty mieszkaniowe i budowlane. W zależności od tego, czy będą przeznaczone na zakup mieszkania, czy budowę domu. W pierwszym przypadku, wnioskujemy o kredyt i po jego przyznaniu wypłacona nam zostanie cała kwota na zakup. W drugim zaś po przyznaniu kredytu, pieniądze będą wypłacane w transzach (czyli w ratach) po zakończeniu kolejnych etapów budowy. Najczęściej wiąże się to także z wizytą inspekcji budowlanej i przedstawieniem rachunków za wykonane prace czy materiały budowlane.

Kolejnym jest kredyt „rodzina na swoim” z dofinansowaniem z budżetu państwa. Przez pierwsze osiem lat Państwo będzie „dokładać” nam 50% kwoty do odsetek kredytu. Nie jest to wiele patrząc na cały okres kredytowania, ale zawsze coś. Sfinansować zakup nieruchomości możemy za pomocą kredytu złotówkowego lub walutowego. Porównując koszta jednych i drugich, a przede wszystkim wysokości rat, można dojść do wniosku, że zdecydowanie lepszymi są kredyty walutowe. Owszem ale należy pamiętać o kilku ważnych czynnikach. Oprocentowanie kredytów hipotecznych jest w porównaniu ze zwykłymi kredytami gotówkowymi bardzo atrakcyjne. Składową oprocentowania jest aktualna stopa procentowa danego kraju, plus marża banku w którym zamierzamy się zadłużyć. Pierwsza wartość jest bezdyskusyjna i ustalana odgórnie. Druga jest kwestą indywidualną dla każdej instytucji. Warto więc wybierać tą, która narzuca najniższe marże. Decydując się na kredyt w walucie trzeba mieć na uwadze bardzo wiele czynników. Pierwszym jest ryzyko walutowe. Nigdy nie mamy pewności, że waluta w jakiej mamy kredyt nie zmieni swojej wartości, powodując wzrost kosztu kredytu. Drugi kruczek, to SPREAD czyli różnica pomiędzy kursem kupna a sprzedaży kredytu walutowego. Biorąc kredyt w dolarach, frankach, czy euro, wypłata następuje po niższym kursie, spłata zaś po wyższym. Każdy bank posiada swój kurs waluty. Ta różnica w spłacie daje czasami bardzo wysokie dodatkowe koszta. SPEAD powinien być zakazany, mimo to banki stosują go z powodzeniem.

Kredyt mieszkaniowy ma bardzo wiele wad. Formalności związane z jego uzyskaniem są skomplikowane i czasochłonne. Już sam wybór oferty może przysporzyć sporo problemów. A to dlatego, że mamy do czynienia z bardzo dużą kwotą, ogromną różnorodnością ofert. Czasem ciężko jest na własną rękę wybrać ten, który nie będzie przysłowiową kula u nogi. Co więcej nie każdy kredyt będzie dla nas dostępny. Jeszcze trzy lata temu zdolność kredytowa dla produktów hipotecznych była śmiesznie niska. Obecnie z powodu kryzysu, banki narzuciły szereg obostrzeń. Jednym z nich jest na przykład konieczność posiadania środków własnych. Większość banków przestała udzielać kredytów na sfinansowanie stu procent wartości nieruchomości. Uśredniając trzeba posiadać dwadzieścia do czterdziestu procent wkładu własnego. Czyli w przypadku zakupu mieszkania za kwotę trzystu tysięcy złotych, sześćdziesiąt tysięcy musimy wyłożyć z własnej kieszeni. Mało kogo będzie na to obecnie stać.

Największa wada kredytu to okres kredytowania. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że kupując mieszkanie jesteśmy skazani na spłacanie raty na poziomie na przykład tysiąca pięciuset złotych, przez okres dwudziestu pięciu lat. Jeżeli młode pracujące małżeństwo zdecyduje się na taki krok, musi pamiętać o tym że grubo po pięćdziesiątce mieszkanie będzie ich własnością. W tym czasie pojawią się dzieci, problemy, opłaty za przedszkola i szkoły, choroby, utrata pracy przez jednego z małżonków. Może się przy najgorszym scenariuszu okazać, że nie uda nam się spłacać kredytu. Wtedy ponieważ ten zabezpieczony jest hipoteką, bank będzie miał prawo zabrać nam mieszkanie. Nie mam na celu zniechęcanie, a jedynie prośbę o realizm.

Czy informacje zawarte w tekście okazały się pomocne? Zapraszam do komentowania.

PODZIEL SIĘ
Poprzedni artykułJak wymienić płyn wspomagania?
Następny artykułMobbing w pracy – informacje

Karolina Wyszogrodzka - studentka Administracji Publicznej. Posiada wieloletnie doświadczenie w pracy bankiera. Zarówno jako doradca kredytowy, ubezpieczeniowy, jak i inwestycyjny. Współpracuje z serwisami dziennikarstwa obywatelskiego, od dziesięciu lat prowadzi blogi tematyczne związane z finansami oraz te poświęcone polityce i publicystyce.

Nasz specjalista o sobie:

W „wielki i  skomplikowany” świat bankowości trafiłam kilka lat temu przez zupełny przypadek. Moja droga zawodowa od tamtej pory wiedzie przez niemalże wszystkie sektory i rodzaje produktów finansowych. Zebrane dotychczas doświadczenie zawodowe, wiedza - zarówno proceduralna, jak i produktowa - to jednak nie wszystko. Staram się w swoich artykułach odkrywać „ludzkie oblicze” świata finansów. Moim celem jest wyjaśnienie w przystępny sposób mechanizmów, naświetlenie problemów, ukazywanie „kruczków” i „haczyków”.

Naiwny idealizm takiego postępowania ma na celu zwiększenie empatii po obu stronach biurka w placówce finansowej. Ale także na przestrzeżeniu klienta  - przed nie zawsze uczciwymi zasadami gry - i bankiera - przed stosowaniem takich zasad.

Bankowość może być zabawna, mam nadzieję że - przy zachowaniu profesjonalizmu i kompetencji - nie braknie mi nigdy „języka” na ukazanie jej także z tej strony.

Stale dokształcam się w dziedzinie finansów, która - jak wiadomo - zmienia się z dnia na dzień. Pomagają mi w tym zarówno obserwacje rynku, jak i rozmowy ze specjalistami będącymi w gronie moich znajomych.

Finanse nie są jedynym ośrodkiem moich zainteresowań. Jako zodiakalny bliźniak nie potrafię znaleźć dla siebie jednego miejsca na dłużej. Próbuję swoich sił w rysunku i fotografii. Książki traktuję jak narkoman, kończąc jedną odczuwam głód następnej. Otaczająca mnie rzeczywistość - polityczna, społeczna i każda inna - niezmiennie  napawa mnie dziecięcym zdziwieniem. Wyrażam je od ponad dziesięciu lat w swoim blogu, w  formie nie zawsze eleganckich paszkwili i felietonów. Z racji lokalnego patriotyzmu umiłowałam sobie sztukę. Jako wieloletniej tancerce w zespole muzyki dawnej przyswajanie jej  - zwłaszcza w formie teatru  - sprawia mi niewyrażalną w słowach przyjemność. A stresy odreagowuję w swoim królestwie, czyli kuchni dzięki karmienie bliskich i siebie.

Mam wielki apetyt na życie. Nieustannie pracuję nad swoimi kompetencjami i językiem. Trudno mi jednak poskromić w sobie narcyzm, samochwalstwo i naturę prześmiewcy.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here